Dzień 12 – kryzys po raz drugi!

Było już koło północy, kiedy Maciek K. zadecydował, że on jednak idzie rozbijać namiot. Szalony… Wieje niemiłosiernie, żabami wali od dobrych kilku, jak nie kilkunastu godzin, a on wychodzi z ciepłego domku… Co prawda, założenie słuszne, że spania do oporu nie będzie, bo jak to w schronisku ;) wszystko skrzypi, nosi i pobudka pewnie wcześnie rano, ale nas nic nie mogło przekonać by tę noc spędzić w namiocie. Jednak rano okazało się, że mogłaby to być dobra decyzja, bo doszło do małego nieporozumienia… Wg pani recepcjonistki ona wcale nie pozwoliła nam zostać w tym pomieszczeniu na noc, bo spanie tam jest zabronione i zwykle gdy ktoś to czyni, ona wzywa policję. Oczywiście w naszym przypadku tego nie zrobi, ale szefowa kazała jej policzyć nas za to jak za dodatkową noc, czyli ekstra 260 Kr. Sytuacja zrobiła się niezręczna, ale pogadaliśmy najpierw z nią, później ona telefonicznie z szefową, później my osobiście z szefową, która przyjechała na miejsce i od słowa do słowa, zapłaciliśmy sprzątaniem tego pomieszczenia – miotła, mop poszły w ruch, dywaniki wytrzepane i gotowe! Uf ;)

Ciężko było się nam zebrać, wyjechaliśmy dopiero po 12. Po paru kilometrach chyba ostatni już nasz prom (36 Kr/os) i kierunek Trondheim. Ale jesteśmy już fizycznie zmęczeni, nogi bolą od pierwszego przekręcenia pedałów. W ostatnich dniach też bolały, ale po 10-15 km rozgrzewce było już w miarę ok. Dziś każdy kolejny kilometr ciągnął się nieziemsko, każdy podjazd był wyzwaniem, i jak na złość cała trasa – góra-dół, góra-dół. Na litość boską! Gdzie chociażby kilku kilometrowy prosty odcinek?! Nie na naszej trasie… Dodatkowo temperatura chyba znowu spadła – długie spodnie, długie rękawiczki i 4 warstwy na klacie ;) a jak w porze lunchu zaczęło jeszcze siąpić to myśleliśmy już, że nas trafi… Po 30 km zatrzymałam się i powiedziałam, że mam dość i dalej nie jadę! Dałam się jednak przekonać i poturlaliśmy się dalej… Piękne widoczki oczywiście towarzyszyły naszemu mozolnemu pedałowaniu, ale radość ducha dziś nie była w stanie przezwyciężyć naszych zmęczonych ciał.

W końcu znaleźliśmy kawałek poletka na którym się rozbiliśmy, nie było to takie łatwe w związku z dość podmokłymi terenami, które dodatkowo wczoraj zostały nieźle podlane. Ale jesteśmy na górce, w dole jakieś miasteczko i góry wchodzące do morza. My zmęczeni i schowani przed meszkami, leżymy w namiotach i zbieramy siły by zrobić sobie kolacje.
Do Trondheim zostało nam niecałe 150 km…

image

norwegia-zwyciezca

Trasa: 55,5 km (4:17), Kristiansund – Aure – ok. 8 km za Aure, przy drodze 680
Camping: na dziko

Podobne wpisy